Field recording to nagrywanie odgłosów otaczającego świata. Jest popularne zarówno wśród ekologów, jak i awangardowych muzyków
Field recording to nagrywanie odgłosów otaczającego świata. Jest popularne zarówno wśród ekologów, jak i awangardowych muzyków t3xt / http://bit.ly/1mEVeFX / PD
Reklama.
Field recording to anglojęzyczny termin, który oznacza nagrywanie przeróżnych odgłosów otaczającego nas świata – szumu lasu, śpiewu ptaków, dźwięku przejeżdżających pociągów czy brzmienia z dna oceanu i późniejsze montowanie go w studio. Współcześnie field recording jest uznawany za odrębny gatunek, znajdujący się na pograniczu muzyki alternatywnej, awangardowej, eksperymentalnej, a także ambientu i musique concrète.
Jego historia sięga lat 70. XX wieku, kiedy to nagrywanie odgłosów natury nagle stało się bardzo popularne – początkowo robiono to głównie na potrzeby filmów dokumentalnych, jednak w pewnym momencie stwierdzono, że odgłosy środowiska naturalnego same w sobie są naprawdę interesujące. To zmiany sposobu myślenia z pewnością przyczyniła się zarówno działalność słynnego "kompozytora ciszy", Johna Cage'a, jak i twórczość Alvina Luciera, który już w latach 60. zajmował się tworzeniem "instalacji dźwiękowych".
Terminem związanym bezpośrednio z field recordingiem jest tzw. pejzaż dźwiękowy (soundscape), który stanowi konglomerat wszystkich naturalnych dźwięków pojawiających się w konkretnym miejscu, również zakłóceń, jakie powstają się w trakcie nagrywania. Twórcą tego terminu jest kanadyjski kompozytor i badacz środowiska naturalnego, R. Murray Schafer, który pod koniec lat 60. rozpoczął wielki projekt, mający na celu dokumentację dźwięków, pojawiających się w różnych miejscach na całym świecie.
W 1970 roku Irving Solomon Teibel rozpoczął wydawanie bardzo popularnej serii zapisów pejzaży dźwiękowych – śpiewu ptaków, padającego deszczu, fal rozbijających się o brzeg morza czy szumu drzew. Płyty stały się prawdziwym hitem sprzedażowym, a sam Tiebel wprowadził dźwięki natury do powszechnego obiegu.

Dla koneserów?

– Field recording to praktyka dla koneserów, którzy bardzo mocno interesują się obrzeżami muzyki – mówi Przemysław Gulda, dziennikarz i krytyk muzyczny. – To eksperyment, awangarda, która jest właściwie niedostępna dla "zwykłego" odbiorcy. Funkcjonuje przede wszystkim w obiegu galeryjnym, to "prace audio", a nie utwory, które można grać na koncertach – tłumaczy. Gulda podkreśla jednak, że miłośników field recordingu jest naprawdę wielu, a gatunek – jak każdy z resztą – ma już swoich klasyków.
Jednym z nich z pewnością jest Chris Watson, który nagrał już pięć solowych płyt właśnie z dźwiękami natury. – Kiedy miałem 12-13 lat, dostałem w prezencie od rodziców urządzenie do nagrywania. Najpierw nagrywałem różne dźwięki w domu, pewnego dnia spojrzałem za okno, a tam na drzewach były ptaki. Ponieważ urządzenie miało baterie, mogłem wychodzić i nagrywać 3-4 minuty ich śpiewu, taka była pojemność taśmy. Lubiłem stan, którego doznawałem w trakcie odsłuchiwania taśm, jakbym przeniósł się w inny wymiar: do tej nagranej chwili, która już nigdy nie miała się powtórzyć - mówił Watson w wywiadzie dla Agnieszki Obszańskiej z radiowej "Trójki".
Watson był jednym z założycieli eksperymentalnej grupy muzycznej
Cabaret Voltaire, należał też do The Halfer Trio. Swoją pierwszą, solową płytę "Stepping into the Dark" nagrał w 1996 roku – znalazły się na niej dźwiękowe relacje z lasów deszczowych, kenijskiej rzeki, szkockiej zatoki.
Kolejne płyty dotyczyły zjawisk atmosferycznych – Weather report – lub świata meksykańskich taborów kolejowych – El Tren Fantasma. Watson mówi, że tworzy przede wszystkim instalacje dźwiękowe, współpracuje również przy realizacji filmów dokumentalnych o zwierzętach.
Artysta poszczególne materiały odpowiednio obrabia w studio, modyfikuje je, zapętla lub filtruje, w wyniku czego powstają naprawdę zaskakujące kompozycje. – Często zadowalam się zatrzymaniem brzmienia konkretnej chwili – tutaj moja kreatywność często polega na przyłożeniu mikrofonu w odpowiednie miejsce, po to by uchwycić esencję – mówił Watson.

Dla twórców, którzy zajmują się nagraniami terenowymi dźwięki zarówno przyrody, jak i odgłosy wielkiego miasta często stanowią tylko podstawę dla realizacji szerszego projektu. Uzyskany materiał przetwarzają w studio tak, że nabiera zupełnie nowych znaczeń. Wśród znanych twórców field recordingu znajdują się między innymi David Berezan, Radolphe Diablotins, Lasse-Mark Riek czy Freddy Ruppert, który nagrywa sam siebie, a całość miksuje z elektroniką.
Polskie akcenty
W Polsce zainteresowanie field recordingiem jest coraz większe – w zeszłym roku, na krakowskim festiwalu Sacrum Profanum odbył się koncert kolektywu Bang on a Can All-Stars, który zaprezentował nagrania terenowe zrealizowane przez ciekawych, współczesnych twórców. Field recordinigiem od blisko dekady zajmuje się również Marcin Dymiter, znany szerszej publiczności pod pseudonimem Emiter, który – jak sam pisze na swojej stronie internetowej – "eksperymentuje z brzmieniem, przetwarzaniem dźwięków towarzyszących naszemu życiu".

Emiter nagrywał pocztówki dźwiękowe z różnych miejsc w Polsce – zarejestrował odgłosy Gdańska, Bytomia, Tyńca, Pragi i Łazienek Królewskich w Warszawie. Zrealizował również duży projekt field recordingowy, czyli "Pejzaż Dźwiękowy Północy", który obejmował obszar od Mierzei Wiślanej do wyspy Wolin. Najbardziej zaintrygował go rezerwat kormoranów, w którym czuł się "jak na koncercie". Artysta prowadzi warsztaty w całej Polsce – można się dowiedzieć, w jaki sposób najlepiej nagrywać otaczający nas świat, takie same porady daje również Paul Virostek, który prowadzi bloga creativefieldrecording.com.
– W field recorderingu najciekawsze jest to, że pokazuje słuchaczom, w jaki sposób zwykłe, codzienne odgłosy mogą znaleźć się w przestrzeni sztuki i dzięki temu zyskać zupełnie nowy kontekst. To nadzwyczajna siła tego gatunku: okazuje się bowiem, że z dźwięków, które słyszymy codziennie, można zrobić ciekawą muzykę – mówi Przemysław Gulda. Krytyk uważa, że field recording pokazuje bliskość muzyki i to coraz częściej pociąga mainstreamowych twórców, również tych, którzy są związani z muzyką popularną.
– Artyści zamiast perkusji używają garnków, butelek czy innych przedmiotów codziennego użytku. W Polsce przykładem może być zespół BOKKA, a wcześniej Ballady i Romanse. Fragmenty field recordingu wykorzystywali też muzycy z Coco Rosie czy The Avalanches, a przykłady można mnożyć bez liku – mówi Gulda.
Odgłosy wielkiego miasta stały się ciekawe również dla nauki – na Uniwersytecie Wrocławskim powstała Pracownia Badań Pejzażu Dźwiękowego, której członkowie zajmowali się między innymi badaniami brzmienia Wrocławia. A ponoć dźwięk zapamiętuje się najtrudniej.